Najnowsze wpisy


lis 11 2019 Nowy rozdział. Nowe rozdanie
Komentarze (0)

Pisząc drugi raz przemyślenia pomija się ich sens. Hmm mam nadzieję, że uniknę tego tym razem.

Gdy zakładałam mojego pierwszego bloga właśnie zostałam samotną matką. Przepełniona goryczną, smutkiem, złością i nienawiścią wyładowywałam się na blogu. Pisałam z zamiłowania, ale też po to żeby zrzucić ciężar, którego nie umiałam utrzymać. Przygniatał mnie, zgniatał, było cholernie ciężko. Blog był dla mnie formą terapii, formą pamiętnika, który przyjmował mój ból i cierpienie, którego nie umiałam duść w sobie. To był ciężki czas.

7 lipca 2017 roku zostałam sama. Ślizgając się na lodowisku życia, tylko, że przecież ja nie umiem jeździć na łyżwach, próbowałam wrócić do normalności. Ale jak można wrócić do normalności mając duszę w kawałkach. Jak można na nowo wierzyć ludziom, kiedy osoba, której się ufało zawiodła i kłamała mi prosto w twarz, nie raz tylko miesiącami. To było dla mnie wówczas nierealne.

Byłam emocjonalnym wrakiem człowieka. Ja, która uśmiechałam się od ucha do ucha. Ja, która mówiła walić to. Tak to byłam ja. Wtedy stałam się odporna na ból. Te ostatnie 2 lata były moją lekcją, moim doświadczeniem. Teraz wiem, że jestem niezniszczalna przeżyłam tak wiele, że nic mnie nie zniszczy.

Wtedy myślałam, że już na zawsze tak będzie. Że już nigdy nie pokocham, nie zaufam. Nienawidziłam ludzi. Nie wyobrażałam sobie, że tak wielkie zło, nienawiść i cierpienie, może być w osobie, która latami pomagała innym.

Byłam dobrą osobą, przepełnioną współczuciem, miłością, altruizmem. Nagle stałam się pusta. Pusta dziura wypełniała moje serce. Przestałam wierzyć w ludzi.

Każdego dnia walczyłam. Walczyłam o siebie, ale nie dla siebie. Ja przestałam mieć znaczenie, liczył się tylko mój syn. On był moim aniołem stróżem, to on sprawił, że budziłam się rano i szłam dalej. On trzymał mnie przy życiu. Był moim tlenem.

Zaczynając studia byłam przepełniona nadzieją, myślałam, że zawojuje świat, że będę walczyła o idee, że coś zmienię. Z czasem zmieniałam, ale tylko siebie. Z tej zuchwałej, pewnej siebie i pełnej ideałów dziewczyny został tylko marny cień. Byłam lalką w kartonie, ale gdy wyszłam z kartonu zaczęłam się niszczyć, a gdy raz się wyjdzie to już nie można wrócić. Tak i było ze mną.

Na pierwszym roku byłam duszą towarzystwa. Walczyłam o inteligencję, o sylwetkę, o wygląd, o przyjaciół, o znajomych. I wiecie co ? Nie warto. Bo z tych wszystkich znajomych, ostały się może dwie osoby. Po mimo tego, że byłam wśród ludzi to byłam wewnętrznie samotna, cierpiałam z tej samotności. I właśnie ta samotność pchnęła mnie w ramiona tej nieodpowiedniej osoby. Osoby z którą będę musiała zmagać się niestety przez wiele lat.

To niestety ta część przeszłości, która nie da o sobie zapomnieć.

Cierpiałam, czułam się niezrozumiana, samotna, ale i pełna zła i nienawiści. Myślałam, że jestem z tym jedyna na świecie. Myliłam się, gdzieś stosunkowo nie daleko był mój mąż.

On też się z tym zmagał. Też był ofiarą kłamstwa, oszustwa i zdrady. Oboje trafiliśmy na osoby, które na nas nie zasługiwały, które są wyrachowane , kłamliwe i bez serca. Osoby, które dawały cierpienie, które jestem przekonana wróci do nich. Bo karma zawsze wraca.

Poznaliśmy się w czasach złamanych serc. W czasach braku zaufania, rozgorycznia. Na rozstroju dróg.

Tak zaczął się nowy rozdział w moim życiu. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, ale każdy krok postawiony tamtego dnia zaprowadził, mnie tu gdzie jestem teraz.

Co mnie w nim zauroczyło ? Co sprawiło, że się w nim zakochałam?

Jego oczy. Oczy, które przepełniał ból. Ja swój ból umiałam ukryć, zepchnąć gdzieś w nieświadomość, wracającą tylko w snach. Moje oczy były bez wyrazu. Ale jego były zwierciadłem duszy. Duszy, która potrzebowała ukojenia, otulenia i szczęścia. Bo oboje na nie zasługiwaliśmy. Byliśmy podobni, a zarazem tak różni. Każdy dzień z nim uświadamiał mi, że można kochać po mimo ran. Że można komuś nawet zaufać. Ostrożnym zaufaniem, ale zawsze.

Był moim bohaterem, moim wymarzonym księciem z bajki.

Prawie rok temu zostałam narzeczoną marynarza. Jak było ? Magicznie. On i ja. Zapach morza, szum fal, śwatło gwiazd i on pytający czy zostanę jego żoną. Co miałam odpowiedzieć? Czułam, że TAK to jedyna poprawna odpowiedź. On dał mi szczęście.

Byłam wcześniej "narzeczoną", ale wtedy odpowadając tak czułam, że czegoś mi brakuje. Że to nie jest to. Że gdzie są fanfary i owacje na stojąco. A tak na poważnie po prostu już wtedy wiedziałam, że to nie było to.

Ja wierzę w przeznaczenie, a moim przeznaczeniem nie był tamten człowiek, i mogłam się oszukiwać i wmawiać sobie, że jest inaczej, ale to i tak nic by nie zmieniło . Moim przeznaczeniem był mój mąż.

Człowiek który dał mi miłość, radość i bezpieczeństwo.

Miesiąc po zaręczynach dostaliśmy prezent od losu, a może od Boga. Stworzyliśmy coś najpiękniejszego co może stowrzyć dwoje ludzi. Dziecko.

Nie moje. Nie jego. Tylko nasze. Połączenie jego i mnie. Perfekcyjne i idealne.

I chociaż marzyłam o córce to los jest przekorny i dał mi kolejnego syna. Małą kopię mojego męża.

Gdy się urodził podbił nasze serca i zawładnął nimi doszczętnie. S stał się naszym oczkiem w głowie, naszym słońcem w galaktyce. Naszym idealnym dzieckiem.

12 października zostałam żoną marynarza. To był jeden z piękniejszych dni w moim życiu. Do ostatniego tchnienia będę pamiętała jego oczy. Kiedyś pełne bólu, a tego dnia pełne wzruszenia i radości. Nasze głosy się łamały, oczy wypełniały łzami, gdy powtarzaliśmy słowa przysięgi. To wtedy staliśmy się jednością na zawsze. Wiem, że razem jesteśmy niepokonani.

Te 2 lata przewróciło moje życie o 180 stopni. Zostałam żoną, mamą i macochą (brzmi groźnie, chociaż z reguły nie jest).

Jestem szczęśliwa. Jestem spełniona (no może poza jednym małym punktem) rodzinnie. Mam wspaniałego męża, cudownych synów i miłość, która przepełnia mnie każdego dnia.

A Ty co zrobiłeś przez ostatnie 2 lata ?

Otwórz się na zmiany, rozwijaj, walcz o swoje szczęście. Nie unikaj życia, żyj.

2 lata temu byłam blisko dna. Nie wierzyłam w szczęście. Nie wierzyłam, że jest mi pisane coś więcej. Jak bardzo się myliłam. Dostałam tak wiele, że już nie wiem jak było tragicznie kiedy nie miałam nikogo.

Bądź szczęśliwy, ale szczęście do Ciebie samo nie przyjdzie musisz mu pomóc.

Pozdrawiam